Blog - Cyfrowa nostalgia: Czy jesteśmy najbardziej samotnym pokoleniem, choć mamy najwięcej „znajomych”?

Siedzę w kawiarni. Obok mnie para młodych ludzi. Nie rozmawiają. Ona przegląda Instagram, on odpowiada na coś na Slacku. Dzieli ich stolik, ale łączy jedynie ten sam zasięg Wi-Fi. Ta scena, powtarzana dziś na całym świecie z aptekarską precyzją, nie jest tylko smutnym obrazkiem – jest metaforą naszej epoki. Epoki, w której zbudowaliśmy mosty łączące cały glob, by zaraz spalić te prowadzące do głębokiej, autentycznej bliskości.
Żyjemy w paradoksie „cyfrowej nostalgii”. Paradoksie, w którym nasz telefon pęka w szwach od tysięcy kontaktów – od szkolnych kolegów, przez dalekich krewnych, po ludzi, których poznaliśmy w kolejce po kawę. Mamy dostęp do życia każdego z nich. Wiemy, co jedli, gdzie byli na wakacjach i jak wygląda ich idealny poranek. A mimo to, w głębi tego oceanu koneksji, wielu z nas tonie w poczuciu bycia fundamentalnie samemu.
Naszym problemem nie jest brak ludzi, ale definicja „znajomego”. Algorytm zredukował relację do transakcji: polubienie za polubienie, reakcja za reakcję. Te codzienne, cyfrowe gesty są jak wirtualne smarowanie społeczne – mają dać nam poczucie, że więź jest podtrzymywana. Tyle że to tylko fasada. Więź jest zamrożona na powierzchni, nie wymaga wysiłku, nie wymaga obecności, a co najważniejsze – nie wymaga ryzyka.
Prawdziwa bliskość zawsze wiązała się z ryzykiem: narażeniem się na krytykę, odsłonięciem własnej słabości, koniecznością oglądania czyichś łez. Media społecznościowe zaoferowały nam bezpieczną alternatywę: idealnie przefiltrowany spektakl życia. Jesteśmy kuratorami własnej tożsamości, pokazującymi światu wyłącznie te fragmenty, które są „postowalne”. Kto z nas pochwali się, że całe popołudnie spędził na płaczu? Nikt. Zamiast tego, wstawimy zdjęcie idealnego obiadu i dodamy hasztag #blessed.
I tu pojawia się prawdziwe źródło samotności w erze cyfrowej. Wynika ona nie z braku ludzi, lecz z fałszywego wrażenia idealności u innych. Otoczeni cyfrowymi dowodami na to, że wszyscy inni doskonale sobie radzą, czujemy się wykluczeni i nieadekwatni. Samotność staje się naszym brudnym sekretem, czymś niepasującym do estetyki Instastories.
Tracimy również kluczowy zasób: uwagę. Nasza uwaga jest rozproszona, fragmentaryczna, a to ma bezpośrednie przełożenie na jakość relacji. Czytamy nagłówki, nie artykuły. Oglądamy Stories, nie całe filmy. A co za tym idzie, mamy tendencję do płytkiego zanurzania się w życie drugiego człowieka. Nasz mózg, nieustannie karmiony nowymi powiadomieniami, utracił zdolność do nudy – a to właśnie nuda jest impulsem do autentycznego szukania towarzystwa.
Może więc nasza cyfrowa nostalgia nie jest tęsknotą za światem bez smartfonów. Jest tęsknotą za światem, w którym nie baliśmy się ciszy i niezręczności. Za światem, w którym rozmowa w kawiarni nie była przerywana wibracją kieszeni, a obecność drugiego człowieka była warta więcej niż zasięg.
Dziś, aby przezwyciężyć samotność, potrzebujemy odwagi. Odwagi, by odłożyć telefon, zaakceptować pustkę i zobaczyć, kto z tych tysięcy „znajomych” zostanie przy nas, gdy znikną filtry, zasięgi i idealne pozy. Prawdziwa bliskość zaczyna się tam, gdzie kończy się Wi-Fi.
MoodSense - moodsense.pl
Jeśli artykuł Ci się spodobał, będzie nam bardzo miło, jeśli udostępnisz go na swojej stronie lub prześlesz znajomym. A jeśli masz pytania, śmiało napisz do nas: kontakt@moodsense.pl – z przyjemnością odpowiemy! Jesteśmy wdzięczni za zainteresowanie i ciepło pozdrawiamy!
Udostępnij znajomym: