Blog - Już jest dobry, czyli jak walczyć z czarami grzeczności

Czy "Dzień dobry" to zaklęcie, które trzeba rzucić, żeby dzień faktycznie zadziałał?
Idziesz do sklepu, patrzysz na sprzedawczynię, która wygląda, jakby jej noc trwała trzy dni, a ona szepcze: "Dzień dobry". Ale czy musisz czekać, aż ktoś życzy Ci dobrego dnia, żebyś mógł go stwierdzić? Felieton o magicznej formule powitania, o absurdzie konwenansów i o tym, dlaczego moja odpowiedź "Już jest dobry" jest bardziej rewolucyjna niż myślisz.
Codzienny rytuał. Wchodzę do sklepu spożywczego. Za ladą stoi Pani Mariola (pozwolę sobie nadać jej imię), która nie wygląda, jakby jej noc była mistrzostwem świata. Wygląda, jakby walczyła ze snem na ringu wagi ciężkiej. Patrzy na mnie zmęczonym okiem, a jej usta, wbrew woli mózgu, wyrzucają z siebie tę starą, magiczną formułę: "Dzień dobry!"
A ja, będąc człowiekiem wścibskim i nietuzinkowo nastawionym do semantyki, odpowiadam: "Dziękuję, już jest dobry."
Następuje krótka cisza. Pani Mariola patrzy na mnie z taką podejrzliwością, jakby sprawdzała, czy nie próbuję sprzedać jej używanej palety. W jej oczach widzę proces myślowy: "Ten pan jest inny. On nie życzy mi wzajemnie! On właśnie stwierdził fakt!"
I w tym tkwi cała groteskowa siła tego prostego zwrotu. Bo co właściwie robimy, rzucając w eter "Dzień dobry"? My życzymy sobie nawzajem tego, co w zasadzie jest stanem naturalnym. Dzień, siłą inercji obracającej Ziemię, jest. A czy jest dobry? Tego dowiemy się za dwanaście godzin, po potyczkach z szefem, po nieudanym parkowaniu i po tym, jak kawa wyleje się na nową bluzkę.
Nasze "Dzień dobry" to trochę jak rzucanie zaklęcia uodparniającego na poranek. Wypowiadamy tę formułę w nadziei, że siły chaosu i biurokracji usłyszą i dadzą nam spokój. To jest pogański rytuał grzeczności, który ma zabezpieczyć nam kawę i pomyślność. I nikt, przenigdy, nie ma prawa go naruszyć! To jest tak samo oczywiste, jak to, że po pytaniu "Co u Ciebie?" nie należy odpowiadać "Mam lekką egzystencjalną pustkę i ból w kolanie".
Dlatego moja rewolucyjna odpowiedź "Już jest dobry" ma moc wywrotową. Jest jak stwierdzenie: "Stop! Nie musimy czekać na Twoje rytualne błogosławieństwo. Ja już podjąłem/podjęłam decyzję, że ten dzień jest OK. Mam dwie ręce, kawa smakuje (choć jest za droga), a ja oddycham. Wystarczy!"
Moja reakcja demaskuje tę całą szaradę. Pokazuje, że wartość chwili nie jest zależna od konwencjonalnego życzenia, ale od naszego wewnętrznego stwierdzenia faktu. Nie muszę czekać na to, aż świat złoży mi życzenia, abym mógł uznać swoje istnienie za pomyślne. To jest ten wewnętrzny blask, o którym pisałem wcześniej – on się włącza niezależnie od tego, czy kasjerka ma dobry humor, czy nie.
Oczywiście, nie polecam tego zwrotu na spotkaniu z szefostwem. Bo konwenanse są jak te dębowe drzwi: nie są najpiękniejsze, ale stabilizują cały budynek. Ale raz na jakiś czas, w tym sklepie, naprzeciw zmęczonego wzroku Pani Marioli, warto rzucić tę małą, nietuzinkową iskrę.
Puenta: Więc następnym razem, gdy ktoś rzuci w Ciebie "Dzień dobry", uśmiechnij się i pomyśl: "Dziękuję, już się zorientowałem, że warto żyć. Czy mogę prosić o chleb?" To może być najlepszy prezent, jaki sobie i Pani Marioli zafundujesz.
MoodSense - moodsense.pl
Jeśli artykuł Ci się spodobał, będzie nam bardzo miło, jeśli udostępnisz go na swojej stronie lub prześlesz znajomym. A jeśli masz pytania, śmiało napisz do nas: kontakt@moodsense.pl – z przyjemnością odpowiemy! Jesteśmy wdzięczni za zainteresowanie i ciepło pozdrawiamy!
Udostępnij znajomym: