Blog - Nastrój ma swój język.

e634121a-15e3-4eb0-806c-fd6842294629

Nastrój ma swój język.
Czasem mówi szeptem, czasem tylko przez ciężar w ciele.
Nie zawsze domaga się działania — częściej, wysłuchania.
Ten tekst to mała medytacja o tym, jak codzienność potrafi leczyć, kiedy przestajemy od niej uciekać.


Codziennie wychodzę z psem.
Nie po to, żeby zrobić coś pożytecznego.
Nie dla ruchu, ani dla zdrowia.
Wychodzę, żeby na chwilę zapomnieć o sobie takim, jakim bywam.

O tym, kim muszę być w ciągu dnia.
O oczekiwaniach, o myślach, które nie chcą się zatrzymać.
O tej przeszłości, która jak cień chodzi za mną, nawet gdy świeci słońce.

Pies idzie pierwszy.
Zatrzymuje się przy każdym zapachu, przy każdej trawie,
jakby świat nie miał przeszłości.
Jakby wszystko było teraz.
Patrzę na niego i przez chwilę uczę się oddechu.
Nie takiego z płuc — tylko z obecności.

Czasem czuję, jak mój nastrój opada,
jakby dzień był za ciężki,
jakby każda myśl ważyła więcej niż powinna.
A potem czuję ziemię pod butami.
Zimne powietrze.
Zwykłe, prawdziwe „tu”.
I coś się we mnie rozluźnia.

Nie wiem, czy to ulga, czy rezygnacja.
Ale w tej chwili nie ma znaczenia.
Bo wreszcie niczego nie muszę udowadniać.
Nastroje przychodzą i odchodzą jak chmury.
Nie trzeba ich analizować.
Trzeba pozwolić im przejść.

Cisza staje się wtedy mądrzejsza ode mnie.
Mówi: „spójrz, wszystko jeszcze trwa”.
I ja patrzę.
Na psa, który nie zna słowa „jutro”.
Na światło, które przenika przez gałęzie.
Na siebie, który po raz pierwszy tego dnia nie musi się naprawiać.

Nie jestem już w roli.
Nie gram odwagi.
Nie gonię za równowagą.
Po prostu pozwalam jej wrócić, kiedy ma ochotę.

Bo może właśnie tak działa nastrój —
nie jak maszyna, którą można ustawić,
ale jak fala, którą można obserwować.
Nie walczę z nią.
Pozwalam jej przepłynąć.

Kiedy wracamy, pies merda ogonem,
jakby nic się nie wydarzyło.
A ja czuję, że coś jednak się wydarzyło.
Małe przesunięcie.
Jakby cisza we mnie zyskała trochę światła.

I choć nic się nie zmieniło —
wszystko staje się lżejsze.
Bo wiem, że jutro też wyjdę.
Że pójdziemy tą samą drogą.
I znowu, przez chwilę, oddychać będzie coś większego ode mnie.

Czasem nie trzeba niczego rozumieć.
Wystarczy iść.
Pozwolić, żeby pies prowadził, a myśli milczały.
Bo w tym zwykłym ruchu, w tej prostocie,
jest wszystko, czego naprawdę potrzebujemy —
obecność, oddech i życie, które wciąż na nas czeka.

MoodSense - moodsense.pl

Jeśli artykuł Ci się spodobał, będzie nam bardzo miło, jeśli udostępnisz go na swojej stronie lub prześlesz znajomym. A jeśli masz pytania, śmiało napisz do nas: kontakt@moodsense.pl – z przyjemnością odpowiemy! Jesteśmy wdzięczni za zainteresowanie i ciepło pozdrawiamy!

Udostępnij znajomym:

Dołącz do nas