Blog - Wellbeing w praktyce: Co każde pokolenie uważa za szczęście i spokój?

Projekt bez nazwy - 2025-12-02T194459.987

Mówią, że zdrowie psychiczne to teraz nowa czarna kawa, a „wellbeing” jest słowem-kluczem na miarę „innowacji” dekadę temu. Wszyscy chcemy być szczęśliwi i spokojni. Problem pojawia się, gdy siadamy do stołu, a przy nim zasiadają... wszystkie pokolenia naraz. Bo to, co dla jednego jest synonimem nirwany, dla drugiego jest powodem do natychmiastowego kryzysu egzystencjalnego.

Zapraszam na krótką, (nie)naukową analizę tego, jak poszczególne generacje definiują swój wymarzony stan spokoju ducha, od którego zależy ich całe to słynne wellbeing.

Pokolenie powojenne (Boomersi): Spokój to brak długów

Dla pokolenia, które widziało, jak buduje się świat (często dwa razy), definicja szczęścia jest prosta, jak równanie z jedną niewiadomą: stabilność.

Wellbeing dla nich to przede wszystkim brak zmartwień materialnych. Spokój? To spłacony kredyt hipoteczny, pełna spiżarnia, działka poza miastem i telefon stacjonarny, który milczy (bo nikt nie dzwoni w sprawie problemu). Jeśli mają nadprogramowe 50 złotych, to na pewno nie wydadzą ich na sesję floatingu, tylko odłożą na „czarną godzinę”, która, jak mawia stare porzekadło, zawsze kiedyś nadejdzie.

Ich idea relaksu to praca w ogródku lub długa drzemka w fotelu, bez smartfona w ręce (bo smartfony są dla wnuków i służą tylko do tego, by wnuki dzwoniły, że dojadą na obiad).

Generacja X: Spokój to cisza

Generacja X, czyli ta słynna „zapomniana generacja”, która wpadła między Boomera a Milenialsa, wyznaje zasadę: „Dajcie mi spokój, a dam wam święty spokój”.

Dla nich wellbeing nie polega na byciu super-szczęśliwym czy super-bogatym. Polega na tym, by nikt ich nie wzywał i nie wymagał natychmiastowej reakcji. Ich definicja luksusu to samotność i cisza. Idealny stan spokoju osiągają, gdy pracują w swoim biurze (z zamkniętymi drzwiami), słuchają starego rocka i nikt nie organizuje im „obowiązkowego team buildingu”.

Szczęście? Właśnie skończyli ważny projekt, dzieci są zajęte sobą, a telewizor w salonie sam się włączył na starym filmie akcji. Misja na dziś wykonana.

Milenialsi (Generacja Y): Spokój to balans (i terapia)

Milenialsi weszli na rynek pracy z hasłem: „Nie będę tyrał jak mój ojciec/matka!” i tak narodziła się obsesja na punkcie work-life balance.

Dla nich wellbeing to nie tylko posiadanie pieniędzy, ale posiadanie czasu (i energii) na to, by te pieniądze wydawać na doświadczenia (koniecznie udokumentowane na Instagramie). Spokój osiągają, gdy ich cyfrowa detoksykacja trwa dłużej niż 12 godzin, gdy mają czas na poranną jogę, kawę z mlekiem owsianym i sesję u terapeuty.

Ich szczytem szczęścia jest moment, kiedy mogą otwarcie powiedzieć: „Jestem właśnie teraz w kontakcie ze swoimi emocjami”, a ich rośliny domowe przeżywają kolejny miesiąc.

Generacja z (Zetki): Spokój to autentyczność

Zetki, z kolei, patrzą na wellbeing Milenialsów i myślą: „Za dużo wysiłku”. Dla nich najważniejsza jest autentyczność i komfort.

Wellbeing to stan, w którym czują się komfortowo w swoim ciele i umyśle, bez presji udawania kogoś, kim nie są. Spokój to możliwość założenia dresów na dowolną okazję, bycia transparentnym na temat swojego zdrowia psychicznego (z uwzględnieniem odpowiednich trigger warnings) i natychmiastowego usuwania ze swojego życia toksycznych ludzi i projektów.

Szczyt szczęścia? Gdy mogą manifestować swoje poglądy na TikToku, a potem zwinąć się w kocyk i oglądać seriale. Nie chcą się stresować. Chcą być akceptowani. I może trochę bogaci, ale tylko na tyle, by opłacić dostęp do subskrypcji.


Mądrość płynąca z chaosu

Cała ta generacyjna żonglerka definicjami pokazuje jedną rzecz: szczęście i spokój nigdy nie są stanem stałym, ale kontekstowym.

Boomer czuje spokój, gdy patrząc na stan konta, widzi bezpieczeństwo. Zetka czuje spokój, gdy patrząc na ekran, widzi autentyczność. Ikser(generacja  X) czuje spokój, gdy nikt na niego nie patrzy.

A my? Może powinniśmy przestać szukać jednej uniwersalnej definicji wellbeing. Może mądrość polega na tym, by z humorem zaakceptować, że nasz własny spokój może być dla kogoś innego koszmarem.

I być może jedyny prawdziwy i ponadczasowy sposób na wellbeing, to... po prostu nie wtrącać się do tego, jak inni próbują osiągnąć swój własny. Dajmy Boomerowi jego ogródek, Zetce jej kocyk, a Iksowi jego ciszę.

I wszyscy będziemy szczęśliwi (przynajmniej do czasu kolejnej aktualizacji definicji).

MoodSense - moodsense.pl

Jeśli artykuł Ci się spodobał, będzie nam bardzo miło, jeśli udostępnisz go na swojej stronie lub prześlesz znajomym. A jeśli masz pytania, śmiało napisz do nas: kontakt@moodsense.pl – z przyjemnością odpowiemy! Jesteśmy wdzięczni za zainteresowanie i ciepło pozdrawiamy!

Udostępnij znajomym:

Dołącz do nas